Woda nie jest ani ciepła, ani zimna. Jest szara. Niebo też jest szare. Jestem nad morzem, ale na pewno nie w morzu. Płynę w jakimś sztucznym zbiorniku, bardzo wąskim, bo ma on co najwyżej pięć metrów szerokości, ale zarazem dość długim. Choć nie na tyle długim, bym nie widział brzegu. Fale uderzają w zestaw biurowych, brązowych regałów. To cel mojej podróży.
Wraz ze mną płynie młoda kobieta w niebieskim, niemodnym kostiumie kąpielowym. Wiem, że chce zostać wicedyrektorką ZUS-u. By to osiągnąć, musi zabić dwoje swoich dzieci. Jedno nosi jeszcze w sobie i zabije je później. Teraz pora na uśmiercenie małej dziewczynki, która próbuje płynąć tuż za nami. Wiem, że będę świadkiem tej zbrodni, ale nic na to nie mogę poradzić. Wiem, że nie powstrzymam tej kobiety ani jej żądzy władzy. Kobieta wciąż płynąc ku brzegowi sprawnie dusi dziewczynkę. Jej ciałko unosi się na wodzie tuż za nami. Krzyczę, by kobieta coś z nim zrobiła, by je ukryła. – Nikt się nie dowie, nie ma żadnego śladu, udusiłam je niebieskimi butami na obcasach – odpowiada spokojnie kobieta i pokazuje mi, jak je udusiła. – Będzie ślad zabójstwa, bo starasz się o pracę w ZUS-ie, wszyscy się dowiedzą! – wrzeszczę zrozpaczony. Kobieta nie odpowiada.
Wreszcie dobijamy do brzegu. Przy biurowym regale stoi jakaś inna, starsza kobieta. Ta, która zabiła swoje dzieci, wie, że starucha też chce być wicedyrektorką. Zadaje starej po niemiecku podchwytliwe pytanie, ale tamta nie daje się zaskoczyć. – Wiem, że mówisz po niemiecku – cedzi przez zęby starucha i znika.
Ja tymczasem nareszcie wyłażę z wody. Pół sekundy później jestem już cały suchy i wcale nie jest mi zimno. Ale dla świętego spokoju postanawiam szybciutko wytrzeć się ręcznikiem. Podchodzę do dziwnego składanego łóżka, na którym przez pięć lat spałem w wielkim mieście w czasie studiów. Z plecaka leżącego na łóżku wyciągam nowy ręcznik, bo stary jest już mokry i nieświeży. Wycieram się i od razu oddaję go kobiecie w niebieskim kostiumie, która też chce się wytrzeć. Bez najmniejszego zdziwienia zauważam, że to wcale nie jest kobieta, tylko mój były facet. Wiem, że mamy niedzielę i że wrócę do domu dopiero w środę, choć bardzo, ale to bardzo chciałbym już teraz. – Zjedzmy szybko małe śniadanie, a potem jedźmy na cały dzień do Gdańska – proszę swego faceta. On godzi się natychmiast i idzie do kuchni obok, a ja wyciągam z plecaka nowe, szare bokserki z granatowym motywem. Chwilę później też wchodzę do kuchni i już wiem, że to dawna kuchnia mojej babci. Na czarnej patelni leżą kawałki kiełbasy i niewielkie kluski, które po bliższych oględzinach okazują się być dużymi cebulami. – Cztery cebule to za dużo, weźmy tylko trzy – proponuję nieśmiało. Rafał odkłada jedną cebulę na bok. Już wiem, że to będzie niezapomniane śniadanie.